Rudiego Pawelki – czas pożegnań z koloniami

W sobotnio-niedzielnym wydaniu „Naszego Dziennika” (15 – 16 marca 2008) znajdujemy wywiad z przewodniczącym Ziomkostwa Śląskiego, przedstawicielem tzw. Związku Wypędzonych, członkiem CDU i prezesem rady nadzorczej Powiernictwa Pruskiego Rudim Pawelką, z którym rozmawia Waldemar Maszewski. Z tej krótkiej rozmowy wyłania się charakterystyczny „portret” Rudiego  Pawelki, jego mentalność i swoiste rozumienie historii, a co za tym idzie także teraźniejszości stosunków polsko-niemieckich.


Gdyby nie chodziło tu o sprawy dramatycznie ważne, to można by powiedzieć, że Rudi Pawelka zwyczajnie „rżnie głupa” i udaje, że nie wie o co chodzi w stosunkach polsko-niemieckich od dobrych kilkuset lat, jak nie aż od tysiąca, gdy na zachodnich i północnych naszych rubieżach zmagaliśmy się z niemieckim „Drang nach Osten”. Wojownicze germańskie plemiona pokonały liczne, z reguły pokojowo nastawione, plemiona Słowian zachodnich, by po zagarnięciu ich terenów sięgać dalej na Wschód, po ziemie Polskie już od pierwszych wieków naszej państwowości. Zadziwiająca jest konsekwencja, z jaką przez stulecia Niemcy realizowali te zamiary nie porzucając swych zamysłów aż po początek wieku XX, kiedy to sformułowano „teorię” niezbędnego rzekomo dla Niemców „Lebensraumu” – koniecznego jakoby dla nich rozszerzenia przestrzeni życiowej – bo im się po prostu ona należy i już!
Warto by Rudi Pawelka odpowiedział sobie na pytanie: skąd się wzięli na terenach polskich i innych krajów wschodniej Europy niemieccy uciekinierzy pod koniec II wojny światowej, którzy zmykali przed Armią Czerwoną zimą i na wiosnę 1945 roku, a następnie także wysiedleni na skutek decyzji sprzymierzonych po zwycięstwie nad III Rzeszą? Kim oni byli? Otóż byli to niemieccy kolonizatorzy, którzy przy różnych okazjach podbijali i zajmowali polskie i innych narodów ziemie w ciągu minionych stuleci. Warto tu przypomnieć krzyżacką inwazję nie tylko na ziemie dawnych Prusów, ale także na polskie tereny pod pozorem krzewienia wiary chrześcijańskiej przy pomocy ognia i miecza. Nie miało to nic wspólnego z chrześcijaństwem, gdyż było zwykłą grabieżą i okrutnym kolonizowaniem ziem pogańskich plemion, a że w chrześcijaństwie od początku, a więc także już około tysięcznego roku inaczej rozumiano działalność misyjną świadczy misja Św. Wojciecha, który przed wyruszeniem na misję wśród Prusów, gdzie się udał bez zbrojnego oddziału, ochrzcił wielu w Gdańsku. Polacy i ich władca Bolesław Chrobry ogromnie cenili taki charakter misyjnej działalności Św. Wojciecha, o czym świadczyć może fakt, że wykupili od pogańskich Prusów relikwie świętego na wagę złota. Rozumiał to także ówczesny władca  Niemiec, cesarz Otto, który przybył by także uczcić świętego.
Piszę o tym nieco szerzej zważywszy, iż Rudi Pawelka jest członkiem CDU, a więc partii poniekąd chrześcijańskiej, więc może zrozumie tę subtelną różnicę sposobu prowadzenia misji przez Św. Wojciecha i Krzyżaków. By sięgnąć do przykładu z czasów nam bliższych, jeśli chodzi o to samo zagadnienie, to warto przywołać przykład innego zakonu założonego w drugiej połowie XIX wieku przez niemieckiego księdza Arnolda Janssena, zakonu Księży Werbistów. Znany dobrze w Polsce zakon Księży Werbistów można uznać za antytezę zaborczego i zbrojnego zakonu krzyżackiego, Księża Werbiści ewangelizują nie mieczem lecz Słowem Bożym, stąd zresztą popularna nazwa tego zgromadzenia Werbiści od verbum – słowo, Zgromadzenie Słowa Bożego. Nie mogło ono powstać na terenie Niemiec za czasów kulturkampfu, gdy więziono tam wielu księży i biskupów, powstało ono tuż za niemiecką granicą na terenie Holandii, w Steylu. W zgromadzeniu tym działa na misyjnych terenach także wielu polskich księży od Chin po Amerykę Południową. Członkiem tego zgromadzenia był także znany polski misjonarz o. Marian Żelazek – opiekun trędowatych w Puri, w dalekich Indiach, który przeżył obóz zagłady w Dachau. O. Marian Żelazek przygotowywał się do misji gdy w 1939 roku aresztowano go wraz z innymi klerykami seminarium w Chludowie i wywieziono do obozu w Dachau. Wielu z nich zmarło, jak wspominał w rozmowie ze mną o. Żelazek, na jego rękach, a on obiecał im i Bogu, że gdy tylko przeżyje obóz i zostanie z niego uwolniony, to będzie starał się ich misyjne powołanie wypełnić jak tylko najlepiej. I tak uczynił.
Wracając do wysiedlonych Niemców z terenów przez nich przez wieki kolonizowanych, to przypomnieć trzeba także czas zaborów pruskich, kiedy to niemieckie państwo pruskie wraz z Austrią i Rosją na ponad sto lat wymazały z mapy Europy niepodległą Polskę. Wówczas to na polskie ziemie napływały liczne rodziny niemieckich kolonizatorów, którzy obejmowali władzę na zgarniętych polskich ziemiach jako jej administratorzy, liczni urzędnicy, nauczyciele, prawnicy, a przede wszystkich właściciele ziemscy, przemysłowcy i kupcy. Wówczas to Polakom wielu tych funkcji pełnić nie było wolno, lub w warunkach zaborów nie mieli żadnych szans na ich pełnienie, a z ziemi byli rugowani, o czym świadczy przykład Drzymały. Przez ponad 120 lat wielu Niemców zdołało w ten sposób zasiedlić jako koloniści polskie ziemie. Stąd tylu w 1945 roku uchodziło ich przed frontem.
I w tym miejscu trzeba powiedzieć z wielkim naciskiem, że do Polski, obok wielu innych narodowości takich, jak Holendrzy, Czesi czy Żydzi, przybyło w ciągu wieków także wielu Niemców na zasadach całkiem pokojowych jako niemieccy emigranci, niekiedy innowiercy w czasach reformacji, szukający zatrudnienia rzemieślnicy czy kupcy, wśród nich byli znani drukarze i przedstawiciele wielu zawodów. Wnet spolonizowali się, zostali niekiedy współtwórcami polskiej kultury i gospodarki. Lista spolonizowanych Niemców byłaby z pewnością długa, a wielu przedstawicieli tych rodzin oddało swe życie właśnie za Polskę, także w II wojnie światowej – z rąk niemieckich oprawców. Ich pamięć zachowujemy wiernie przez lata. Mamy nadzieję, że Rudi Pawelka zrozumie znaczenie jakie przywiązujemy do tych głębokich więzów, jakie przybyli do nas Niemcy w ciągu wieków z Polską i Polakami nawiązali. Wszak dziś w Niemczech także wiele się mówi o potrzebie asymilacji obcokrajowców, którzy do Niemiec przybywają w poszukiwaniu zatrudnienia. Polski przykład i polskie dzieje w tej kwestii mogą być także ważnym przesłaniem.
Obawiam się jednak, że Rudi Pawelka nie wiele z tego rozumie, bo mówi w przywołanym tu wywiadzie, że – Niemcy oczekują od Polski jakowyś odszkodowań za mienie przy okazji wysiedleń pozostawione, a może raczej porzucone. Powiernictwo Pruskie zamierza nawet sądzić się z Polską w tej sprawie nie tylko w Strassburgu, ale także przed sądami – amerykańskimi. I wygląda na to, że Niemcy chcą w tej sprawie „załapać się” wraz z Żydami, którzy też dopominają się o swoje mienie. Ci ostatni być może na skutek zawieruchy wojennej – wojny, której Polska nie wywołała tylko hitlerowskie Niemcy, a także na skutek niemieckich prześladowań i mordów, swe mienie utracili. Tylko trudno zrozumieć dla czego o to zwracają się do nas, a nie do Niemców, którzy ich obrabowali? A przy tej okazji swoje roszczenia do Polski zgłaszają Niemcy? Pawelka występuje tu niejako w roli „adwokata” niemieckich Żydów, którzy ponoć także zostali wysiedleni wraz z Niemcami? Znając niemiecką akuratność, aż trudno zrozumieć jak to się stało, że jacyś Żydzi uchowali się z wojennego, a i przedwojennego, czasu prześladowań i zagłady na terenach przez Niemców skolonizowanych aż do czasu wysiedleń w 1945 roku? Pewnie Rudi Pawelka i jego rodzina przechowała ich nie zważając na karę śmierci, jaka groziła Polakom za ukrywanie Żydów, chyba że Pawelka nie był Polakiem…
Rudi Pawelka domaga się także – rehabilitacji wysiedlonych Niemców. Tu otwiera się cała ogromna sofistyczna wykładnia niemieckich praw do – rehabilitacji. Aż trudno rozwikłać tę perfidię niemieckich roszczeń. W tym miejscu widać mentalną przepaść jaka nas dzieli – kraj i naród, który nas brutalnie napadł, dokonał grabieży naszego mienia, wymordował miliony Polaków, zrujnował naszą pięknie rozwijającą się Ojczyznę, która miała przed sobą wielkie perspektywy, który na skutek rozpętanej przez siebie wojny wpędził nas w drugą niewolę, sowiecką – ma dziś czelność domagać się rehabilitacji! To Niemcy nam i sobie zgotowali ten los i nic im się od nas nie należy! Natomiast nam się należą odszkodowania za wszystkie zniszczenia, grabieże i mordy dokonane przez Niemców i w ich imieniu. W ich imieniu działał Hitler i jego pretorianie, i to naród niemiecki wybrał go w demokratycznych wyborach na swego przywódcę, i to naród niemiecki brał czynny udział w zbrodniach i grabieży, wszyscy Niemcy korzystali z tych niegodziwości w sposób nieograniczony.
Na koniec swego wywiadu Rudi Pawelka dzieli się swymi wątpliwościami co do możliwości pojednania polsko-niemieckiego. Stwierdza, że „polskie społeczeństwo jeszcze nie jest w tym względzie wystarczająco wyedukowane i nie jest w stanie zrozumieć, na czym polega nasza krzywda”. Co do niemieckiego rozumienia ich własnej historii i ogromnej odpowiedzialności za bezprzykładne zbrodnie, których dokonali – Rudi Pawelka ma całkowity spokój i twierdzi, że niczego im w tej wiedzy nie brakuje. Cóż, gratulować dobrego samopoczucia w tym względzie. Trudno uwierzyć, aby tak prominentny działacz niemiecki był tak ograniczony i niedouczony. Jest to nic innego jak niemiecka buta i próba wmówienia całemu światu, że to nie Polacy a Niemcy byli pokrzywdzonymi w tej brutalnej wojnie. A najbardziej przeszkadza mu – pomnik Romana Dmowskiego odsłonięty w Warszawie, którego nazywa „antysemitą i nacjonalistą”.
Roman Dmowski wraz z innymi Polakami, jak Ignacy Paderewski czy Antoni Abraham po pierwszej wojnie światowej zabiegał na konferencji pokojowej w Paryżu o naszą niepodległość i dostęp do morza – widać Niemcy są pamiętliwi, nie mogą mu tego darować. Także przed domem misyjnym Księży Werbistów w Chludowie znajduje się dziś popiersie Romana Dmowskiego, do którego kiedyś dom ten należał, a dziś, podobnie jak w 1939 roku, swój nowicjat odbywają  polscy kandydaci na misjonarzy.

la