Osobliwy podręcznik „europeizacji”

Powstaje polsko-niemiecki podręcznik do nauczania historii, przedsięwzięcie podobne do zespołowego malowania obrazu, co chyba jeszcze nigdy nie dało okazji do stworzenia wybitnego dzieła malarskiego.

Prof. dr hab. Robert Traba, polski współprzewodniczący Wspólnej Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej stwierdza z zapałem, że inicjatywa ta  „ w sensie intelektualnym i naukowym stanowi wielkie wyzwanie i wierzę, że możemy zrobić coś, co będzie konkurencyjne wobec narodowych podręczników i w Niemczech, i w Polsce.” („Nasz Dziennik”, 19.05.2008). I dodaje, że jest to sposobna chwila do – europeizacji. O jaką europeizacje tu chodzi? Trudne pytanie, bowiem może tu jednak chodzi w istocie –  o germanizację polskiej młodzieży. Fakt opracowania i wdrożenia do szkół tego rodzaju podręcznika jest jednoznacznym posunięciem politycznym, a nie edukacyjnym, jest formą politycznej indoktrynacji. Z podobną masową indoktrynacją mieliśmy już do czynienia  w PRL-u, gdy głównym odniesieniem w wielu dziedzinach, a zwłaszcza w historii był „bratni” Związek Sowiecki. Dziś odwróciły się kierunki centrów, ale metoda pozostała taka sama. Formacja intelektualna i polityczna w PRL-u części obecnych kadr naukowych okazała się bardzo przydatna i owocna – dla tych nowych centrów.

Powoływanie wspólnej komisji podręcznikowej państw, które przez wieki były najczęściej w konfliktach zbrojnych i po próbie całkowitej eksterminacji jednego z nich przez drugie państwo – jest samo w sobie zaprzeczeniem dążenia do prawdy historycznej, bowiem fakty historyczne i ich ocena staną się przedmiotem przetargów i różnego rodzaju presji, a zwycięży w tych przetargach – reprezentacja silniejszego. Nie zwycięży prawda, bowiem w opisywaniu historii nie można szukać kompromisu tylko prawdy, a tu z góry zakłada się jakieś frymarczenie faktami historycznymi. Zresztą prof. Traba nie myśli o prawdzie, chodzi mu o konkurencyjny podręcznik, nie prawdziwy, lecz taki, który będzie mógł „konkurować”. Na czym miałaby polegać ta „konkurencyjność”, tego już nie mówi. Będzie to zapewne konkurencja z – prawdą.

Tak czy inaczej inicjatywa ta wychodzi naprzeciw postulatom Rudiego Pawelki, który domaga się przebudowy polskiej świadomości historycznej. W wywiadzie z dnia 15 marca 2008 roku mówi on, że „polskie społeczeństwo  nie jest jeszcze w tym względzie wystarczająco wyedukowane i nie jest w stanie zrozumieć, na czym polega nasza krzywda”. Widać, że na poziomie wysokich gremiów politycznych po obu stronach granicy panuje całkowita zgodność poglądów i szybko realizuje się wyznaczone cele.

Jeżeli uwzględnimy w tym kontekście kuriozalny test z historii tegorocznej polskiej matury, który pomija wiele najważniejszych faktów z polskiej historii, a w II wojnie światowej  za najważniejsze uważa się działania niemieckich u-botów, to wszystko się łączy w spójną całość.

Warto też poznać postać prof. Roberta Traby, który z polskiej – rzekomo – strony kieruje pracami nad podręcznikiem. Jest on, jak podaje strona Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, historykiem, politologiem i kulturoznawcą. Jest, obok licznych prac naukowych, założycielem olsztyńskiego stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa  „Borussia” –  nawiązująca do łacińskiej nazwy Prus. Nie należy mylić nazwy tego stowarzyszenia ze sławnym niemieckim klubem piłkarskim Borussia Dortmund, znanym wielu kibicom piłkarskim. (Wprawdzie historia tego znanego klubu sportowego wiąże się także z polskimi emigrantami, którzy jeszcze w czasach zaborów przyjeżdżając z Wielkopolski, a także z zaboru rosyjskiego, tam właśnie w okolicach Dortmundu szukali pracy i to oni między innymi znaleźli się wśród założycieli tego klubu – ale to ze stowarzyszeniem „Borussia” nie ma żadnego związku.)

Olsztyńska „Borussia” pielęgnuje dziś raczej pruskie tradycje. Tamtejszy literat, współtwórca – obok prof. Traby –  stowarzyszenia „Borussia”,  Kazimierz Brakoniecki jest wynalazcą terminu „Atlantyda Północy” na określenie dawnych Prus Wschodnich i ta swoista „idea” patronuje wielu poczynaniom z pogranicza polityki i kultury, które nie ograniczają się już do Olsztyna i okolic, bowiem stają się one jakby zaczynem pewnych koncepcji obejmujących właściwie całą Europę Środkową, w tym rozumie się także Polskę. Zarówno prof. Robert Traba, jak i literat Kazimierz Brakoniecki oraz całe liczne środowisko rosnące wokół stowarzyszenia „Borussia” funkcjonują w strefie wielokulturowości i już nawet nie tylko europejskości, ale poniekąd także globalizacji… Zamierzenia są na prawdę dalekosiężne i imponujące. Brakoniecki pisze we wstępie do „Antologii nowej poezji Warmii i Mazur”: „W swoich wierszach „obłaskawiamy” tę sporną, niczyją, niemiecką, pruską, mazurską, ludzką, nieludzką, własną i obcą ziemię Warmii i Mazur.” Wydawać by się mogło, że w literaturze wiele wolno, że decyduje tu poetyckie natchnienie i „licentia poetica”, ale tak jednak do końca nie jest. Szczególnie bolesne, tragiczne doświadczenia, jakie były udziałem kolejnych pokoleń XX wieku nie pozwalają, szczególnie polskiemu pisarzowi, na taką literacką sofistykę. W literaturze, jeśli ona ma być literaturą a nie propagandą, przede wszystkim obowiązuje elementarna prawda. Nie można tworzyć fałszywej mitologii, która zadaje kłam historii i służy współczesnym amatorom politycznych rewindykacji. Przypomnieć tu wypada, że decyzją sprzymierzonych, na skutek ogromnych, niewyobrażalnych zbrodni niemieckich tzw. Prusy przestały istnieć, a dawne Prusy Wschodnie to żadna Atlantyda. I nawet poeta nie na wszystko może sobie pozwolić.

Dla nas Polaków najważniejsza jest także dziś polska historia i nasze dramatyczne losy. W latach osiemdziesiątych poznałem sędziwą już gdyńską nauczycielkę, Różę Sowiankę, która pochodziła z pewnej wsi pod Olsztynem, urodziła się w roku 1900. W dzieciństwie posługiwała się w domu polską warmińską gwarą, a języka niemieckiego uczyła się w pruskiej szkole. Wspominała, że co roku niemiecki nauczyciel pytał uczniów, kto w domu mówi po polsku i ona wstawała. Niemiecki nauczyciel dostawał specjalny dodatek za germanizację polskich dzieci, gdy ubywało tych mówiących w domu po polsku. Róża Sowianka pisanego języka polskiego zaczęła się uczyć od – polskiego jeńca w czasie I wojny światowej, który pracował na ich gospodarstwie jako niewolnik i gdy pisał listy do żony, ona, mała dziewczynka zaglądała mu przez ramię, wtedy to zaczął ją uczyć polskiego ów Polak w pruskiej niewoli. Przed plebiscytem po zakończeniu wojny poszła na kurs dla polskich nauczycieli, który ukończyła, zachowały się nawet zdjęcia uczestników tego kursu. Po przegranym plebiscycie zdecydowała się przyjechać do budującej się Gdyni i została tu nauczycielką. Dramatyczne były jej losy wojenne i powojenne, wróciła w końcu jednak do Gdyni by kontynuować pracę nauczycielską.

Myślę, że takie przeżycia Polaków mogą stać się literackim motywem polskich pisarzy dziś właśnie, a nie jakieś wydumane historie z dziejów niemieckiego kolonializmu.

Zastanawiające jest jak ta swoista moda na niemieckie motywy w literaturze polskiej się szerzy, bo i w Gdańsku pewien modny prozaik zajął się postacią prof. Spannera, znanego ze swych eksperymentów w produkcji mydła z ludzkich zwłok więźniów Stutthofu i uczynił profesora prototypem jednego ze swych bohaterów. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie tzw. mniejszość niemiecka w Gdańsku wystąpiła z apelem o oczyszczenie honoru profesora Spannera, gdyż według nich on owego mydła nie produkował. Także pewien gdański dziennikarz pozostający na usługach owej mniejszości lansował na łamach „Dziennika Bałtyckiego” pogląd o niewinności profesora, gdy się jednak wyjaśniło, po ponownym śledztwie przeprowadzonym przez IPN, że istotnie prof. Spanner mydło to produkował, nawet nikogo nie przeprosił.

Jak widać podejmuje się różne próby, bo może któraś się uda. Tworzenie mitologii w miejsce historii daje duże możliwości wykazania się twórczą inwencją, ale nie zastąpi to rzetelnej pracy historyka. W tym kontekście ukazuje się mitotwórcza praca prof. Traby patronującemu „naukowo” powstawaniu polsko-niemieckiego podręcznika historii.

Nie do zaakceptowania jest pomysł tworzenia wspólnego polsko-niemieckiego podręcznika nauczania historii dla młodzieży polskiej i niemieckiej. Poza wszystkim  nie jest to realna droga pojednania pomiędzy Polakami i Niemcami, co najwyżej kolejny przykład tworzenia tzw. „kiczu pojednania”. Osoba prof. Traby i jego osiągnięcia w olsztyńskiej „Borusii”, dotowanej między innymi przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych RFN, nie wróżą tu nic dobrego.

Dla niemieckiej młodzieży z pewnością jest to bardzo trudny temat – stosunki polsko-niemieckie na przestrzeni dziejów, szczególnie w obliczu zbrodni niemieckich w XX wieku. Trudno jest unieść ciężar tej zbrodni, która popełniona przez ich przodków pozostawia na wszystkich następnych pokoleniach piętno hańby. Trudno jest im z tym piętnem żyć. Jest jednak droga, trudna i mozolna, która do autentycznego pojednania może prowadzić. Znakiem czasu i zrządzeniem Opatrzności jest wybór na Stolicę Piotrową  papieża Benedykta XVI – otwiera to przed oboma naszymi narodami i państwami możliwość uczynienia wiele dobrego dla przyszłości Europy, ale wymaga to akceptacji autentycznej chrześcijańskiej drogi dla naszego kontynentu. Nic nie wskazuje jednak na to, że Niemcy takiego wyboru dokonują.

Dla polskiej młodzieży, dziś jak chyba nigdy, ważne staje się poznanie ojczystych dziejów, gdy na różne sposoby i w wielu wymiarach dąży się do fałszowania polskiej historii. Może nie zdajemy sobie w pełni z tego sprawy, że idzie tu o dalszy niepodległy byt narodu polskiego i pamięć jego dziejów.
la