Zakładnicy

Tadeusz Staniszewski
ur. 22.06.1917 r. w Ostrowie Wlkp.

W nocy z 10 na 11 września byłem z rodziną w piwnicy przy licy Puckiej 23 w Gdyni Chyloni. Rano weszło dwóch uzbrojonych żołnierzy niemieckich. Mnie i brata aresztowano.

Niemcy weszli od strony Demptowa do ulicy Puckiej. Zabrano nas do szopy przy ulicy Kartuskiej. Przyprowadzono tam potem więcej mężczyzn. Dalej do Gdańska prowadzili nas członkowie Hitlerjugend. Byli uzbrojeni. W Gdyni przy ulicy Wielkopolskiej na skarpie stały działa artyleryjskie. Działa były skierowane w stronę Gdyni. W Gdańsku zaprowadzono nas do szkoły zwanej Victoriaschule. Sala szkoły była przepełniona. W nocy przed szkołą zatrzymała się mała grupa ludzi (około 15 osób), ale zaraz odeszli. Rano zaprowadzono nas do koszar w Gdyni Redłowie. Tam byli sami esesmani. Głównym był Oberhauptführer von Tenp. Gdy prowadzili nas z Gdańska przez Wrzeszcz, Oliwę, Sopot to Niemcy krzyczeli: „Polscy bandyci” i wylewali na nas nieczystości. Po kilkunastu dniach zaprowadzili nas do sali, gdzie była komisja.

Na stołach mieli czarne książeczki. Kto nie był notowany, został zwolniony. W książeczce było moje nazwisko, ale inne imię. Ja mam na imię Tadeusz a nie Leon. Powiedzieli, że jestem studentem. Tutaj był Geheime Statspolizei Danzig – stąd nikt nie mógł otrzymać zwolnienia. Wszyscy mieli być zabrani do Stutthofu. Mój ojciec dostał zwolnienie z Polizeiprezydium Gotenhafen.

Ja zostałem niby zwolniony, ale musiałem się codziennie meldować w policji w Gdyni Chyloni. Mówili nam, że jesteśmy zakładnikami. W Chyloni zaczęły się aresztowania. Mój ojciec był powstańcem. Musieliśmy zaraz opuścić Gdynię. Wyjechaliśmy do Czerniejowa – 11 kilometrów za Gnieznem. W drodze, kilkanaście kilometrów za Gdynią przy lesie widzieliśmy pusty autobus. W lesie rozlegały się strzały. Po kilkunastu dniach byliśmy na miejscu. Z Czerniejewa udaliśmy się do Gniezna. Od krewnych otrzymaliśmy mieszkanie i pracę.