W odpowiedzi Panu Rzecznikowi

Rzecznik Praw Obywatelskich opublikował na swej stronie internetowej oświadczenie w sprawie niemieckiej tablicy w kościele ojców redemptorystów w Gdyni. Ponieważ oświadczenie to dostępne jest w mediach głównie w postaci omówienia agencyjnego cytujemy je w całości i w oryginalnej formie.  Następnie odniesiemy się do tego tekstu.

„RZECZPOSPOLITA POLSKA
Rzecznik Praw Obywatelskich
Janusz KOCHANOWSKI

00-090 WarszawaTel. centr. 0-22 551 77 00
Al. Solidarności 77 Fax 0-22 827 64 53
Oświadczenie Janusza Kochanowskiego
Rzecznika Spraw Obywatelskich

W kościele Redemptorystów Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Piotra Rybaka w Gdyni odsłonięta została tablica upamiętniająca blisko 9 tys. ofiar zatopionego przed 65-laty na Bałtyku przez Rosjan niemieckiego statku „Wilhelm Gustloff”.
Tę wspólną inicjatywę Ojców Redemptorystów i stowarzyszeń obywateli Rzeczpospolitej czujących się Niemcami, z udziałem ewangelickiego pastora  i kantora gminy żydowskiej, ostro skrytykowali w liście dwaj pomorscy posłowie. Przestrzegają oni przed „zrównaniem kata i ofiary” oraz domagają się usunięcia tablicy.
Chciałbym stanowczo nie zgodzić się z zaprezentowanym przez Panów Posłów podejściem. Pamięć o ofiarach należy do kanonów naszej cywilizacji. Tym bardziej, że mieliśmy do czynienia ze śmiercią tysięcy cywilów, w tym kobiet, starców i dzieci. Rozumiem, że troska o prawdę historyczną oraz ból poniesionych przez Polaków strat nakazuje ostrożność. Ale nie powinna ona w żadnym wypadku hamować procesu pojednania, który pomyślnie, choć nie bez przeszkód, rozwija się pomiędzy Polakami i Niemcami. Jego kierunek wyznaczyli m.in. polscy biskupi zwracając się przed laty do Niemców ze słynnym apelem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Niech mi wolno będzie podziękować Ojcom Redemptorystom za piękną inicjatywę, tak godnie wpisującą się w dzieło zbliżenia, współpracy i wzajemnego poszanowania narodów europejskich.

Warszawa, 4 lutego 2010 r.”

Nasz komentarz:

1.  Pan Rzecznik w swym tekście nie uwzględnił istotnej części wiedzy o faktach historycznych, o których mówi. Ograniczył się do ogólnikowej i niepełnej informacji, że na statku „Wilhelm Gustloff” zginęło „blisko 9 tys. ofiar” i to ofiar cywilnych. Zupełnie pominął fakt, że zaokrętowani na nim byli przede wszystkim marynarze m.in. u-botów, którzy płynęli do portów niemieckich, aby zasilić tamtejsze załogi Kriegsmarine. Nie był to cywilny statek lecz przystosowany do służby w Kriegsmarine hotelowiec i jako  okręt zaopatrzony także w odpowiednią broń do walki m.in. z lotnictwem. Fakty te całkowicie zmieniają status „Wilhelma Gustloffa”. Radziecka flota wojenna zaatakowała go walcząc z agresorem. Za to, że na pokładzie znajdowali się także cywile odpowiedzialność ponosi jedynie i w całości dowództwo „Gustloffa”.

Co do „tysięcy cywilów, w tym kobiet, starców i dzieci”, którzy zginęli na „Gustloffie”, to w naszej pamięci są też tysiące Polaków, którzy już jesienią 1939 roku byli rozstrzeliwani w Piaśnicy (łącznie 14 tysięcy osób według danych niemieckich), byli wśród nich także starcy, kobiety i małe dzieci – te ostatnie główkami roztrzaskiwane o pnie drzew.  To byli często nasi krewni lub bliscy znajomi, stąd nasza o nich pamięć. Przypomnieć też wypada „marsz śmierci” i „rejsy śmierci” barkami przez Bałtyk do Niemiec więźniów KL Stutthof w ostatnich tygodniach przed zakończeniem II wojny światowej w 1945 roku. Wśród nich były także niemowlęta. Wielu z nich Niemcy wrzucali do morza, wielu dobijano strzałem w tył głowy. Zaś na terenie obozu jeszcze w ostatnich dniach jego istnienia mordowano, w szczególności Żydówki przez rozstrzelanie lub odcięcie od wszelkiej pomocy w baraku chorych na tyfus. Jedyną, która wówczas przyszła im z pomocą była Polka, bł. s. Julia Rodzińska, dominikanka, która także zarażona tyfusem zmarła w obozie Stutthof  przed jego wyzwoleniem.

2. Pan Rzecznik pisze o wspólnej inicjatywie „Ojców Redemptorystów i stowarzyszeń obywateli Rzeczpospolitej czujących się Niemcami”. Nie tylko z naszych wspomnień, ale także już z badań historyków wiadomo, że również w dniu 14 września 1939 roku, gdy do Gdyni weszli żołnierze Wehrmachtu to część obywateli II Rzeczpospolitej „poczuła się Niemcami” i wywiesiła flagi z hakenkreuzem oraz podpisała niemiecką listę narodowościową. Trzon tej grupy stanowiła tzw. „piąta kolumna”, której dziełem były niemieckie książki poszukiwawcze, jeszcze przed wojną wydrukowane w Berlinie, według których gestapo dokonywało aresztowań i kierowało tysiące Polaków na rozstrzelanie w lasach Piaśnicy lub do obozu Stuthoff. Oparciem dla owej „piątej kolumny” był przed wojną konsulat niemiecki. Część tych którzy „poczuli się Niemcami” to byli ludzie zastraszeni i małego ducha, część jednak widziała w tym swój interes między innymi już na samym początku plądrując mieszkania wysiedlonych Polaków, którzy mogli zabrać jedynie ręczny bagaż, a klucze pozostawić w drzwiach. Po wojnie wielu z nich zostało sądownie zrehabilitowanych. Trudno dziś wobec Pana sformułowań uchronić się od takich skojarzeń.

3. Uczestnikom owej uroczystości w kaplicy ekumenicznej gdyńskiego kościoła i zarazem Rzecznikowi warto przypomnieć kim był uhonorowany nazwą zatopionego okrętu – Wilhelm Gustloff. Otóż był to jeden z naczelnych żydożerców III Rzeszy. Według Wikipedii cytujemy:
Wilhelm Gustloff „w 1921 został członkiem nacjonalistycznego i antysemickiego związku Deutschvölkischer Schutz- und Trutzbund, w 1929 wstąpił do NSDAP w której od 1932 pełnił funkcję szefa krajowego zagranicznego oddziału organizacji NSDAP w Szwajcarii. Był tu m.in. odpowiedzialny za rozpowszechnianie materiałów antysemickich, w tym książki pt.Protokoły Mędrców Syjonu. Do 1936 zwerbował w Szwajcarii ponad 5 tys. członków.
4 lutego 1936 W.Gustloff został zastrzelony w Davos czterema strzałami z rewolweru przez żydowskiego studenta medycyny Davida Frankfurtera, syna rabina. Z tego powodu propaganda nacjonalistyczna wykorzystała go jako męczennika ruchu nazistowskiego. Pogrzeb państwowy zorganizowano w Schwerinie w Meklemburgii, w rodzinnym mieście W. Gustloffa. Zwłoki przewieziono specjalnym pociągiem żałobnym z Davos do Schwerina, który po drodze zatrzymywał się w Stuttgarcie, Würzburgu, Erfurcie, Halle, Magdeburgu i Wittenberdze. Tysiące członków Hitlerjugend stało na trasie przejazdu. Prócz wdowy, matki i brata zabitego, którym kondolencje złożył osobiście Adolf Hitler, w pogrzebie wzięli udział: Joseph Goebbels, Hermann Göring, Heinrich Himmler, Martin Bormann i Joachim von Ribbentrop
„.

W pewnym sensie – nie da się tego uniknąć znając historię osoby Wilhelma Gustloffa – uroczystość wmurowania tablicy, na której widnieje jego nazwisko jest jakby dalszym ciągiem honorów nazistowskich jakimi go obdarzono w III Rzeszy. Warto było także w tym aspekcie popatrzeć na pomysł wmurowania tablicy, która pośrednio honoruje także tego żałosnego „bohatera”.

4. Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych stanowczo jest przeciwne zrównaniu kata i ofiary. I nie pomoże tu powoływanie się przez Pana Rzecznika na „kanony naszej cywilizacji”, gdyż właśnie jest to sprzeczne z owymi kanonami.

Wmurowanie owej nieszczęsnej tablicy jest tylko jednym z całego szeregu działań niemieckich mających na celu zrównanie kata i jego ofiary, zaciemnienie i zatuszowanie przerażającego obrazu historii niemieckich zbrodni ludobójstwa. Do tego cyklu działań należy cała polityczna aktywność niejakiej Eriki Steinbach i jej pomysł upamiętnień niemieckiego powrotu z niemieckich kolonii na wschodzie i zagrabionych terenów w czasie pruskich zaborów i w II wojnie światowej.  Cały szereg wydawnictw, także ukazujących się w Polsce, edytorów którzy idą na współpracę z Niemcami, o tym świadczy. Także projekty filmów paradokumentalnych na temat niemieckich powrotów do swego kraju w 1945 roku i relatywizowanie przy tej okazji masowych wysiedleń Polaków dokonanych przez Niemców w 1939 roku i w latach następnych, co było pierwszym etapem złowieszczego General Plan Ost. Plan ten zmierzał do utworzenia Wielkich Niemiec, likwidacji nacji drugiej kategorii, a więc Żydów i Słowian, a ewentualne ich resztki planowano przesiedlić za Ural. To są fakty historyczne i wypada się z nimi zapoznać. Są stosowne publikacje naukowe na ten temat.

Rozumiemy, że następnym pokoleniom niemieckim trudno jest żyć z ciężarem takiej tradycji ojców, ale droga zacierania tych faktów jest drogą do nikąd, a już na pewno nie jest drogą w stronę pojednania między naszymi narodami, jak wyobraża to sobie Pan Rzecznik.
Powoływanie się Pana Rzecznika na list biskupów polskich do biskupów niemieckich jest tu całkiem nie na miejscu. Nie podejmujemy się jego głębokiej interpretacji teologicznej, ale z pewnością nie jest to właściwy kontekst przywołania tego listu.

Gdy się walczy to ponosi się ofiary, ale i po drugiej stronie padają zabici. Po bitwie obronnej gdy pomodlisz się za poległych przeciwników, to jakbyś powiedział „przepraszam” i być może to mieli na myśli biskupi polscy w swym tajemniczym i do dziś nie w pełni zrozumiałym liście. Ale postawa taka wymaga wielkiego chrześcijańskiego heroizmu i jest wezwaniem do świętości. Nie realizuje tego wezwania owa nieszczęsna tablica.

5. Na koniec krótkie pytanie – co uczyni Pan Rzecznik dla Polaków w najbliższym czasie, takich jak my, którzy w ilości około 80 – do 100 tysięcy zostali wysiedleni z Gdyni w 1939 roku w okrutnych warunkach ze swego miasta, które co dopiero wznieśli, a dziś żyją często w biedzie i nieposzanowaniu. A także dla tych, których w różnych częściach naszego kraju Niemcy i sądy rugują z domów, co dziś przypomina zaborcze „rugi pruskie”?