79. rocznica wysiedleń z Gdyni

Zobacz zdjęcia z uroczystości zrobione obiektywem Mirka Karczmarczyka w dn. 16.X.2018 r. Kliknij tutaj: >>>

Fragment wspomnień Stanisława Jędrzejczyka pt.:

MICHAŁ

Było to w grudniu 1939 r. – na stacji w Płaszowie, spora grupa podróżnych czekała na swoje pociągi. Był duży śnieg, a mróz od kilku dni utrzymywał się w okolicach -150C. Na stację wjechał, od strony Krakowa Głównego, pociąg towarowy z kilkunastoma krytymi wagonami towarowymi z zamkniętymi drzwiami, a otwartymi okienkami, lecz zadrutowanymi drutem kolczastym. Tylko przy parowozie był jeden wagon osobowy.

Po zatrzymaniu się pociągu, z wagonu osobowego wyszło kilku niemieckich żandarmów, którzy zaczęli otwierać wagony towarowe. Oczom oczekujących podróżnych ukazały się w drzwiach wagonów gromady dzieci w wieku od czterech do dziesięciu lat. Dzieci były bardzo wystraszone widokiem żandarmów. Jeden z nich, łamaną polszczyzną, mówił do podróżnych stojących na peronie:

„To są wasze dzieci z Gdyni – możecie je zabrać …”

Podróżni i polscy kolejarze podeszli do wagonów i zaczęli wynosić przemarznięte dzieci. Miały silne odmrożenia, a w kilku wagonach były dzieci zmarłe od mrozu. Podróżni, choć nieprzygotowani, zaczęli zabierać dzieci do swoich domów.

W grupie podróżnych był mój ojciec Jan i zabrał jednego sześcioletniego chłopca – Michała. Michał miał odmrożone nogi, ręce, uszy, nos, a nawet policzki. Nasza matka i siostry przez prawie rok leczyły odmrożenia chłopca. Michał znał swoje imię i nazwisko, pamiętał nazwę ulicy, na której mieszkał z rodzicami w Gdyni. Opowiadał, że jego mamę oraz tatę Niemcy aresztowali
i wywieźli na roboty do Niemiec, a jego wraz z innymi dziećmi zawieźli na dworzec, wsadzili do wagonów i przez kilka dni wieźli z Gdyni do Krakowa-Płaszowa. Wagony towarowe były nieogrzewane, a okienka otwarte i zadrutowane. W czasie jazdy, nie dano im jeść, ani pić. Było im bardzo zimno, dlatego tulili się do siebie, aby się ogrzać.

Rodzina nasza liczyła w tym czasie jedenaście osób – najmłodszym był Michał, który został dwunastym członkiem rodziny. Michał był w naszej rodzinie do listopada 1945 r., czyli prawie sześć lat. Po wojnie, daliśmy zgłoszenie do Polskiego Czerwonego Krzyża, podając personalia, jakie Michał pamiętał. Z Niemiec wrócili rodzice Michała i także dali zgłoszenie do Polskiego Czerwonego Krzyża, który przekazał im adres naszej rodziny w Bieżanowie. W listopadzie 1945 roku, matka Michała przyjechała do Bieżanowa.

Odebrano jej sześcioletniego synka, a zobaczyła u nas dwunastoletniego chłopca – dobrze rozwiniętego i zdrowego. Michał, w czasie pobytu w naszej rodzinie, pomagał przy pracach, jak każdy z nas, ale – jako najmłodszy – był na specjalnych prawach.

Matka Michała, ze łzami w oczach, wycałowała naszą mamę i siostry za opiekę nad synem. Przez kilka lat po wojnie, nasza rodzina otrzymywała od rodziców Michała zaproszenia na wakacje nad morzem. Niestety, okres powojenny nie sprzyjał prywatnym wczasom – i tak urwała się łączność z Michałem oraz jego rodzicami.