Msza św. na terenie obozu śmierci niemożliwa?

W czwartek 9 maja 2013 r. na terenie Muzeum Stutthof w Sztutowie odbyła się uroczystość z okazji 68 rocznicy wyzwolenia obozu. KL Stutthof był najdłużej działającym niemieckim obozem zagłady, położonym na obecnym terytorium Polski. Działał – poprzez „filie” w różnych miejscowościach byłego Wolnego Miasta Gdańska – już od 2 września 1939 r. Jednocześnie budowano główny obóz, między wsiami Stegna i Sztutowo, około 35 km od Gdańska. Wojska sowieckie wkroczyły tu dopiero 9 maja 1945 r. Dwa dni po kapitulacji Niemiec w Reims, już po zakończeniu II wojny światowej w Europie!

Obóz nosił różne nazwy: Zivilgefangenerlager, Konzentrationslager, Durchgangslager (obóz przejściowy), Arbeitslager. W rzeczywistości to nie był żaden „obóz pracy”, lecz obóz śmierci. Praca w nieludzkich warunkach służyła tylko do zamęczania i zabijania ludzi. Jeśli to nie pomogło, mordowano ich na obozowej szubienicy lub strzałami w głowę.

Ofiarami byli najpierw Polacy z terenów Wolnego Miasta Gdańska i z Pomorza, uznani za szkodzących „umacniania niemczyzny na wschodzie”. W obozie doszło do ohydnej, a przy tym symbolicznej, niemieckiej zbrodni: w Wielki Piątek 1940 roku! Polacy z Pomorza mówią o niej jako o jednej ze zbrodni „pomorskiego Katynia”. Niemcy zamordowali tylko tego dnia 67 wyselekcjonowanych polskich więźniów KL Stutthof. Byli to obywatele Wolnego Miasta Gdańska, znani z działalności na rzecz Polski. Zabójstwa dokonali w przyobozowym lesie, bez wyroku… Wśród zamordowanych byli m.in. księża Bronisław Komorowski i Marian Górecki – beatyfikowani przez bł. Jana Pawła II 13 czerwca 1999 r.  Byli urzędnicy, bankowcy, nauczyciele, prawnicy, lekarze, kupcy, pracownicy PKP i Poczty Polskiej w Gdańsku, był wiceprezes Gminy Polskiej w Gdańsku, poseł do gdańskiego Volkstagu Antoni Lendzion i inny poseł Bonifacy Łangowski.

Obok Polaków w obozie tym umierali też, zwożeni z Europy, liczni Żydzi.  W okresie ofensywy radzieckiej, chorymi na tyfus i pozbawionymi jakiejkolwiek pomocy Żydówkami opiekowała się bł. s. Julia Rodzińska, która  także zaraziła się tyfusem i zmarła. Ją również beatyfikował Jan Paweł II.

Już na początku przez obóz w Stutthofie przeszło  około 250 – 300 kapłanów i zakonników katolickich z Pomorza. W Wieki Czwartek 1940 roku przed porannym apelem odbyła się pierwsza tajna Msza św. w KL Stutthof celebrowana przez ks. Bolesława Piechowskiego w izbie nr 5. Mszę tę zorganizował bł. ks. Stefan W. Frelichowski. W opisie mszy zanotowanym przez księży werbistów można przeczytać: „nabożeństwo urządzono w ten sposób, że wszyscy leżeli na swych siennikach, a tylko celebrans, którym był ks. Piechowski, siedząc szczelnie okryty kocami sprawował Najświętszą Ofiarę. Ks. Frelichowski zaś, który leżał obok prowizorycznego ołtarza, szeptem informował wszystkich o poszczególnych czynnościach Mszy świętej. Po konsekracji, by nie powodować zbytniego zamieszania z rąk do rąk podawano sobie ćwiartki małych Hostii. Nie było naturalnie mowy o paramentach liturgicznych czy kielichu. Konsekrowano w zwykłej szklance i zadowolono się dwoma tylko mizernymi świecami. Wzruszenie jednak było wielkie, szczególnie po przyjętej Komunii św. Dla wielu była ona ostatnią”.
Liczbę ofiar śmiertelnych w obozie liczy się na około 65 tysięcy, potwierdza to niemiecki historyk Dieter Schenk.

Przez wiele lat w maju odbywały się uroczystości na terenie byłego obozu. Przybywali więźniowie i ich rodziny z Polski i z innych krajów. Najważniejszą częścią tych uroczystości było nabożeństwo na placu obozowym. Niestety, od kilku lat to się skończyło, a pytającym o modlitwę dyrektor Piotr Tarnowski odpowiada, że mogą się pomodlić gdzie indziej. W tym roku w kościele na ulicy Żabi Kruk w Gdańsku, ponad 30 km od obozu, 3 dni później…
Dlaczego tak zrobiono? Dlaczego nie ma ofiary eucharystycznej lub chociaż nabożeństwa ekumenicznego na terenie byłego obozu?

– Modlitwa w tym miejscu miała szczególne znaczenie moralne dla byłych więźniów i dla innych Pomorzan, poszkodowanych w czasie wojny przez Niemców – mówi Benedykt Wietrzykowski, prezes Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych. – Wiem to od byłych więźniów i od członków mojego stowarzyszenia. Ja osobiście też tak to odczuwam. Oczywiście, możemy się pomodlić i w innym miejscu, ale dlaczego nie na miejscu cierpienia i zbrodni? Czy nasza modlitwa kogoś razi? Czy pan dyrektor nie rozumie, że to nie jest jakieś tam „muzeum”, jedno z wielu, tylko miejsce uświęcone cierpieniem? Postanowiliśmy nie brać udziału w tegorocznych uroczystościach. Nie interesują nas przemówienia i „imprezy towarzyszące” (tak to nazwano w programie!), np. konferencja „Muzeum w szkole – szkoła w muzeum”. To jakaś paranoja! Jesteśmy bardzo rozżaleni i zaniepokojeni.

*  *  *
Jeśli nie Msza św., to przynajmniej nabożeństwo ekumeniczne. Ale właściwie dlaczego nie Msza św.? Doprawdy, nie wiadomo, o co chodzi organizatorom uroczystości. O „świecki charakter państwa”? O „rozdzielenie Kościoła od państwa”? Ale to już przecież było…

Piotr Szubarczyk